czwartek, 27 marca 2014

Frozen (2013) - recenzja filmu


Frozen (2013)
 

Od dłuższego czasu planowaliśmy wreszcie obejrzeć "Frozen". Kilkanaście osób opowiadało nam jak wspaniały to film, jak wiele wzniósł w ich życie i przede wszystkim, że nasza ulubienica - Roszpunka została zdetronizowana. Nie chu chu - myślałem. Nie mogłem w to uwierzyć. Z wypiekami na twarzy i piwkiem w dłoni zasiadłem przed ekranem. Bałem się. Przyznaję oficjalnie. Założyłem, że jeśli film jest faktycznie tak dobry, to "Zaplątani" (2010) odejdą w niepamięć, a szkoda, bo to bardzo fajna bajka. Z drugiej strony, jeśli rozmawiałem z ludźmi o guście odmiennym (gorszym), to pozostanie poczucie niedosytu i straconego czasu. Jak wyszło? Zapraszam do lektury.


FABUŁA:

W odległej krainie, która przypomina Skandynawię, leży królestwo Arendelle. Jej władca ma dwie córki: Elzę i Annę. Obie są wesołe, sympatyczne i pełne życia. Przynajmniej do momentu, kiedy z powodu nieszczęśliwego wypadku, Elza dysponująca magicznymi mocami kontroli zimna, rani swoją siostrę. Z pomocą trolli, udaje się uratować Annę, jednak zalecają oni, aby od tej pory Elza ukrywała swoje moce, a ta ma na tyle duże wyrzuty sumienia, że oddala się od siostry, mając na uwadze jej dobro. Anna traci wspomnienia na temat magii, jaką dysponuje jej siostra.
W tym momencie trochę się zgubiłem. Wszystkie dalsze wydarzenia wydawały mi się banalne i nielogiczne. Tak jakby twórcy na siłę starali się stworzyć dogodną sytuację pod dalszą fabułę. Wiemy, wiemy, znamy, znamy.
Gdy dziewczyny podrosły i pośpiewały trochę (tak mamy tu dużo piosenek), znów lecimy banałem. Mamy wielki bal, podczas którego Elza wyprowadzona z równowagi przez Annę, uwalnia swoją moc i wszystko się wali. Elza ucieka, Anna rusza za nią. W trakcie poznajemy też wybranka serca Anny, który wydaje się być miłym gościem.
Reszty fabuły nie zdradzamy. Tak na prawdę nie ma czego. Jeśli ktoś oglądał trzy filmy Disneya, to z góry wiemy co będzie. Wiemy, w którym momencie będzie przełom, konfrontacja, ukazanie się złego bohatera i szczęśliwe zakończenie.
To co mnie miło zaskoczyło to podejście do uczucia. Świat się zmienia i widać, że staramy się odchodzić od wyświechtanych schematów. W tym filmie moc miłości nie musi dotyczyć kochanków. Może być to uczucie łączące rodzinę. To mi się podobało.



OCENA: 5.0


BOHATER:
 
 
 
Z Frozen kojarzyła mi się tylko Elza. Ta co miała moc lodu (nie loda) i była jak na animację niczego sobie. W trakcie filmu, okazało się, że główną bohaterką jest Anna. To ona dominuje, to ona rozśmiesza i jej emocje rządzą. W czasie swojej wędrówki, musi poznać świat, nawiązać nowe przyjaźnie i trochę dorosnąć, na co nie miała szansy w swojej złotej klatce. Wszystkie problemy mogły nie mieć miejsca, gdyby rodzice zajmowali się nimi lepiej. Wystarczyło rozmawiać, tłumaczyć i kupić lepsze rękawiczki.
Anna na swojej drodze spotyka Kristoffa. Wikingo-podobnego gościa, który postanawia jej pomóc, a z czasem rodzi się między nimi uczucie. Byłem bardzo ciekaw jak ten wątek się rozwinie, bo na Annę czeka w domu narzeczony. Narzeczony nie miał czerwonych, ani smutnych, czy złośliwych oczu. Wszystko wskazywało na to, że jest równie fajnym gościem
 

Bohaterowie są ... sympatyczni. Jak dla mnie za dużo śpiewają. Mam problem, nie wiem co zrobić, to sobie zaśpiewam. Zdaję sobie sprawę, kto jest publicznością docelową. Sam nadal pamiętam niektóre piosenki z "Pocahontas", czy "Króla Lwa".  Z drugiej strony, jakoś mi one wadziły. Były miłe, skoczne i dobrze napisane, ale zmieniały tempo fabuły.

Gdy już myślałem, że nic mnie nie zaskoczy i będzie bardzo przeciętnie, pojawił się ON: OLAF.



Bałwanek, który jest tak wesoły, że zastanawiałem się, czy aby na pewno biały proszek, z którego był zrobiony to śnieg. Uśmiech na ryju i dobre teksty. Dobre? Rewelacyjne. Jego rola przełamuje  monotonię fabuły i nagle film jest dużo lepszy. Bardziej martwiłem się o niego, niż o głównych bohaterów. Olaf nie podchodź do paleniska... NIEEEEEeee!!! Choćby dla Olafa, polecam ten film. Bardzo przypomina mi osła ze Shreka.


 

OCENA: 7.0
 
 
AKCJA:
 
Powyżej udało mi się wejść delikatnie w ten temat. Akcja nie powala. Schemat został zachowany i trochę razi w oczy. Najpierw przedstawienie bohaterów w ich naturalnym środowisku, kryzys, motywacja do wyruszenia w drogę i poznanie świata, interakcje ze światem, które zmieniają bohatera, powrót do domu, zaskakujący zwrot akcji i finał z happyendem. Lubię, gdy wszystko do siebie pasuje. Tu faktycznie tak jest. Wszystko do siebie pasuje i nie czuć fałszu, jednak takich filmów mieliśmy już wiele. Oczekiwałem czegoś więcej.
 
 
OCENA: 5.0
 
WIZUALIZACJA:
 
 
Na koniec kilka słów o aspekcie estetycznym. Bajkowa animacja idzie w dobrym kierunku. Postacie są śliczne. Oczywiście lekko wyidealizowane, ale grafika 3D nadaje im realizmu w ich cukierkowatości. Mnie się to podoba. Obie bohaterki są "niczego sobie". Pozostali są tacy jak być powinni. Świat przedstawiony jest żywy, kolorowy i dynamiczny. Nawet śnieg nie jest nudny. Spodziewałbym się, że będzie tylko powodował uczucie izolacji. Tak się nie stało. Trudno się tu do czegoś przyczepić.

 
 
OCENA: 8.0
 
 
OCENA KOŃCZOWA: 6.5
 


Po obejrzeniu "Frozen" uczucia miałem mieszane. Gdybym wcześniej nie słyszał tak wielu ochów i achów na jego temat, pewnie spokojnie pokiwałbym głową z uznaniem i na tym by się to zakończyło. Tu jednak ktoś śmiał stwierdzić, że Roszpunka przegrała. Że Elza rządzi. Zgodzić się na to nie mogę. Elza jest nuda. Ma moc, ale jest starą panikarą. Spędziła kilka lat sama w swoim pokoju i nie nauczyła się jej używać. Jasne, to wina jej rodziców. Jak zawsze, zwalmy na rodziców. Mówię NIE. To wina twórców. BOR the fuck ING.
Anna to co innego. Polubiłem ją i mimo, że jest zbyt narwana i nieżyciowa, to piwko bym jej postawił. Kristoff jest ok i jego renifer też. OLAF rządzi. Gdyby nie on, ocena byłaby niższa.
Ogólnie polecam film zarówno dzieciom jak i dorosłym. Dorośli mają trudniejszą sytuację, bo znają już wiele podobnym tworów. Dzieci powinny być zachwycone.

 
AK. 

4 komentarze:

  1. Nie do końca się zgodzę.
    Sama fabuła miło mnie zaskoczyła. Disney, na swój bezpieczny i disney'owski sposób, stara się zerwać z konwencją dotychczasowych filmów. Wyśmiewanie klisz wydaje się trochę wciśnięte na siłę - przewijający się żart o ślubie po jednym dniu znajomości jest chybiony. Owszem ten motyw pojawiał się we wczesnych produkcjach (Królewna Śnieżka -1932, Śpiąca Królewna - 1959, Kopciuszek - 1950), czyli za czasów Walta Disneya, który miał bardzo tradycyjne i zachowawcze podejście do produkcji studia. Motyw uczucia instant pojawia się jeszcze w Małej Syrence ale to właściwie tyle. Mało tego, ta konwencja została już wyśmiana w fabularno-animowanym Enchanted. Nowością jest to, że w centrum postawiono relacje między siostrami ale wątek romantyczny i tak się pojawia. Cały ten zabieg odbieram jako mały krok na przód przy jednoczesnym, bezpiecznym trzymaniu się tego, co sprawdziło się do tej pory. Zwłaszcza, że wszystko to, za co Frozen zbiera pochwały było już w Mulan. I było zrobione lepiej.
    Oczywiście i tak mamy cały wachlarz zgranych motywów. Jak niemal wszystkie bohaterki Disneya te z Frozen też chcą "więcej!" i marzą o... "marzeniach" czy czymś takim... Zdaje się, że po słabych wynikach finansowych Księżniczki i żaby Disney uznał, że nieokreślone pragnienie zmiany i "czegoś więcej!" sprawdza się lepiej niż bardziej konkretne cele.
    Disney nienawidzi rodziców swoich protagonistów. Zwłaszcza matek. Ciężko znaleźć bohatera, który nie jest przynajmniej półsierotą, we Frozen ten wygodny motyw powraca i, jak zwykle, napędza fabułę. Oczywiście mamy postać sidekicka (a nawet dwóch), czyli obowiązkowy comic relief, jest postać mądrego, magicznego mentora, antagonista - jak prawie każdy antagonista -pragnie władzy... itd. itd. itd. Nie dziwię się tym zabiegom, słabe wyniki produkcji, które odchodziły od schematów świadczą o tym, że publiczność lubi takie filmy, które już widziała. Cała historia jest, jak to u Disneya, naiwna i prosta ale, ostatecznie, to film skierowany do dzieci, więc nie sposób oczekiwać czegoś innego.
    Moim największym rozczarowaniem jest animacja. Disney, gdzie się podziała największa zaleta waszych filmów? Jedyne co we Frozen wygląda dobrze to śnieg. Mam wrażenie, że tyle środków przeznaczono na przedstawienie go realistycznie, że projekty postaci robili chyba stażyści, bo wszyscy inni zajmowali się rysowaniem każdego osobnego płatka śniegu. Postaci, zwłaszcza główne bohaterki, wyglądają jak ziemniaki. O ile u postaci drugoplanowych (zwłaszcza męskich) jest to raczej nieciekawe niż okropne to Anna i Elsa wyglądają groteskowo. Te wielkie oczy, te wielkie głowy, te maleńkie noski... W zestawieniu z innymi postaciami wyglądają jak kosmitki. Razi mnie też jak bardzo mało się od siebie różnią, rozumiem, że siostry powinny być podobne ale one są po prostu mdłe, nijakie. Odróżniają je fryzury i stroje. W porównaniu z całkiem nieźle zaprojektowaną Roszpunką to jest to zdecydowany krok wstecz.
    I jest jeszcze bałwan. Ten straszny, obrzydliwy i irytujący bałwan. Nienawidzę bałwana.

    Nigdy nie byłam fanką filmów Disneya. Doceniam ich ogromny wpływ na całą mainstreamową animację, rozwój technologii ale wygląda na to, że co raz bardziej popularność ich filmów wynika z przywiązania widzów do marki niż z faktycznej wartości.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Po pierwsze dziękuję za komentarz. Wrszcie się jakiegoś doczekałem:-) Każada krytyka, czy odmienne zdanie mile widziane.
      Z komentarza rozumiem, że przynajmniej w połowie się zgadzamy. Jeśli chodzi o animację to faktycznie, Disney od jakiegoś czasu zmienia kierunek w jakim zmierza. Mi osobiście to pasuje. Mam wrażenie jakby coraz większa popularność wschodniej animacji miała na to duży wpływ. W bajkach nie szukam realizmu, tylko raczej treści i emocji. Dlatego np. nadal twierdzę, że Transformers G1 z lat osiemdziesiątych jest dużo lepsze od tego, co Micheal Bay nam oferuje w kolejnych odsłonach swojego gniota.
      Natomiast Olafa będę bronił swą piersią. Większość emocji podczas oglądania wywoływała właśnie jego postać. Jest jak Timon, Pumba i Osioł razem wzięci.

      Usuń
  2. Ja też nie jestem fanką realizmu w animacji ale jestem fanką dobrego designu a tego tutaj zabrakło. Zresztą, temat wzbudził sporo kontrowersji zwłaszcza po wypowiedzi szefa animacji: http://www.geekinsider.com/actual-animators-talk-frozen-design-controversy/#prettyPhoto Ale co kto lubi. :)
    Co do bałwana to ja, po prostu, nie znoszę tego typu postaci i stąd moja niechęć. Nawet jako dziecko nie lubiłam Timona i Pumby! :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Mimo, że za bajeczkami nie szczególnie przepadam film mi się podobał, całkiem przyjemny. Idealny na odstresowujący rodzinny wieczór ;)

    OdpowiedzUsuń