niedziela, 2 marca 2014

Gra Endera (2013) - recenzja filmu


Gra Endera



W ten weekend, poza zaplanowanym projektem, który ukaże się w następnej kolejności, miałem okazje nadrobić zaległości i obejrzeć "Grę Endera". Film jest ekranizacją książki Orsona Scotta Carda, która zrobiła swego czasu na mnie duże wrażenie. Autorowi udało się zainteresować czytelnika nie tylko światem przyszłości, konfliktem z zagrażającą ludzkości rasą obcych i rozwiniętą technologią wojenną, ale przede wszystkim wewnętrznymi rozterkami bohatera, które są równie ważne, jak i to co się dzieje dookoła niego. Właśnie rozwój bohatera i wpływ otoczenia na podejmowane przez niego decyzje, miały dla mnie największe znaczenie . Czy twórcom filmu udało się odnieść podobny sukces? Zapraszam do przeczytania recenzji.

FABUŁA


Mamy rok 2070. 40 lat po inwazji Formidów (rasy dziwnych insektoidów), ludzkość szykuje się na powtórkę. Mądre głowy na Ziemi widzą dwa rozwiązania problemu. Po pierwsze, należny uprzedzić atak przeciwnika i kopnąć go tak mocno w klejnoty, aby już się nie podniósł. Po drugie zauważają, że siła tkwi w młodym pokoleniu. Monitorowane są więc dzieci i poprzez serie testów, określane są ich predyspozycje i użyteczność. Tak poznajemy Endera, młodego chłopca, o niezwykle przenikliwym umyśle. Właśnie ten umysł, ma stanowić klucz do obrony ludzkości.


Fabuła sama w sobie jest ciekawa. Świat przedstawiony jest wiarygodnie i jesteśmy szybko wciągani w wir wydarzeń. Co ciekawe, najpierw w kilku obrazach widzimy naszą planetę, potem stację treningową, na której to młode pokolenia sił zbrojnych szkolą się w taktyce wojennej, następnie znów wracamy na chwilę na ziemię i kończymy w głębokim kosmosie. Chcę przez to powiedzieć, że co prawda większość akcji rozgrywa się podczas treningów i świat jest dość zamknięty, jednak kilkoma prostymi ruchami fabularnymi, zamaskowano braki i klaustrofobia świata przedstawionego jest prawie że nieodczuwalna.

Koniec filmu niesie za sobą zwroty akcji i miło zamyka historię.

OCENA: 7/10

BOHATER:

Bohaterem filmu jest Ender Wiggin. Kilkuletni chłopak, który poprzez serie testów i tytułowych gier, ma zostać przygotowany do objęcia władzy nad siłami zbrojnymi Ziemi. Stanie się to dopiero, gdy zostanie znienawidzony przez rówieśników, kolegów i mentorów. Ma przejść piekło, bo tylko w takich warunkach wzmocni się na tyle, aby być w stanie wziąć na swoje barki losy ludzkości.




Asa Butterfield w roli tytułowej sprawdził się rewelacyjnie. Aktor ten, mimo młodego wieku jest przekonujący, potrafi zaciekawić swoją grą, a zarazem wygląda na zwyczajnego chłopaka. To właśnie jest siłą filmu. Każdy będzie w stanie, bardziej lub mniej, utożsamić się z bohaterem i przeżywać wraz z nim rozterki, cieszyć się sukcesami. Z początku nie pasował mi wiek i wzrost bohatera. Ender z kilkulatka, staje się nastolatkiem, a tu dostajemy kogoś po środku, tak aby pasował zarówno na wczesnego, jak i późnego Endera. Jest to częsty problem w filmach, gdzie śledzimy dorastanie dziecka, jednak szybko skoncentrowałem się na plusach i uważam wybór tego akurat aktora do roli głównego bohatera za zdecydowanie najmocniejszy punkt filmu.



Pozostali bohaterowie giną daleko w meandrach fabuły. Nie mogę się do nich przyczepić, ale w żadnym stopniu nie wywarli na mnie wrażenia. Harrison Ford był Harrisonem Fordem, trudno dodać coś ponad to.

OCENA: 7/10

AKCJA:

Tutaj pojawiają się schody. Akcja jest, ale jakby chorowała. Niby już ma się rozwinąć i nagle dusi się, krztusi i łapie zadyszkę. Główny problem wynika z faktu, że oryginalna fabuła książki wymagałaby dwóch części filmu. Tylko wtedy moglibyśmy odczuć pełnię budowanego napięcia, przeżywalibyśmy emocje bohatera i ramię w ramię z nim, szli byśmy przez każdy konflikt. Niestety twórcy filmu postanowili przyspieszyć i spłaszczyć wszystko do dwóch wymiarów. Przez to wiele aspektów, które dodałyby akcji powera, nigdy nie ujrzało światła dziennego.
Bohater przechodzi przez wszystkie próby praktycznie bez szwanku. Konflikty rozwiązywane są w ciągu kolejnej minuty filmu. Widz nie ma możliwości zagłębić się w akcję, gdyż ta kończy się zanim naprawdę zdąży się zacząć i pozostaje niedosyt.

OCENA: 6/10

OCENA KOŃCOWA: 6.5/10


Na koniec muszę wspomnieć o konflikcie książka vs film. Ocena jaką wystawiliśmy dotyczy tylko i wyłącznie filmu. Książka bije film na głowę, przeżuwa go dokładnie i wypluwa z niesmakiem. Główny bohater budowany jest tak poprzez to, co dzieje się w jego wnętrzu, jak i przez próby jakich doświadcza. Tych jest mnóstwo. Gdy już mamy ochotę odetchnąć i uśmiechnąć się z satysfakcją, bohater dostaje kolejną kłodę pod nogi i aż pięści się zaciskają ze złości. Chcemy mu pomóc i ruszyć z nim do walki. Co ciekawe dużo groźniejszym wrogiem wydaje się kolega ze szkolnej ławki, niż zagrażający ludzkości kosmici. Nagle wracają wszystkie szkolne problemy, emocje i chęć dorwania swojego prześladowcy z dzieciństwa lub z drugiej strony pojawia się refleksja nad głupotami jakich się dopuściło samemu. Aspekty science-fiction schodzą na drugi plan.


Poza tym, poza głównym bohaterem, mamy też do czynienia z jego rodzeństwem. Według książki zostali oni na ziemi i to czego są częścią, mogłoby spokojnie stanowić podstawy do stworzenia osobnej części filmu. Przykre jest, gdy tak wielki potencjał zostaje zaprzepaszczony. Zamiast jednego płaskiego filmu, można było zrobić dwie części, które wyrwałyby widzom serca.


Gdybym więc miał oceniać film wyłącznie w kontekście porównania do książki to ocena byłaby dużo niższa.





Muszę jednak przyznać, że oglądanie  filmu sprawiło mi przyjemność i gorąco polecam go fanom gatunku. Nie będzie to hit sezonu, ale produkcja, która pozostawi uśmiech na ustach. Może też stanowić motywacje do przeczytania samej książki, którą gorąco polecam. 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz