Gra Endera
W
ten weekend, poza zaplanowanym projektem, który ukaże
się w następnej kolejności, miałem okazje nadrobić zaległości
i obejrzeć "Grę Endera". Film jest ekranizacją książki
Orsona Scotta Carda, która zrobiła swego czasu na mnie duże
wrażenie. Autorowi udało się zainteresować czytelnika nie tylko
światem przyszłości, konfliktem z zagrażającą ludzkości rasą
obcych i rozwiniętą technologią wojenną, ale przede wszystkim
wewnętrznymi rozterkami bohatera, które są równie ważne, jak i
to co się dzieje dookoła niego. Właśnie rozwój bohatera i wpływ
otoczenia na podejmowane przez niego decyzje, miały dla mnie
największe znaczenie . Czy twórcom filmu udało się odnieść
podobny sukces? Zapraszam do przeczytania recenzji.
FABUŁA
Mamy
rok 2070. 40 lat po inwazji Formidów (rasy dziwnych insektoidów),
ludzkość szykuje się na powtórkę. Mądre głowy na Ziemi widzą
dwa rozwiązania problemu. Po pierwsze, należny uprzedzić atak
przeciwnika i kopnąć go tak mocno w klejnoty, aby już się nie
podniósł. Po drugie zauważają, że siła tkwi w młodym
pokoleniu. Monitorowane są więc dzieci i poprzez serie testów,
określane są ich predyspozycje i użyteczność. Tak poznajemy
Endera, młodego chłopca, o niezwykle przenikliwym umyśle. Właśnie
ten umysł, ma stanowić klucz do obrony ludzkości.
Fabuła
sama w sobie jest ciekawa. Świat przedstawiony jest wiarygodnie i
jesteśmy szybko wciągani w wir wydarzeń. Co ciekawe, najpierw w
kilku obrazach widzimy naszą planetę, potem stację treningową, na
której to młode pokolenia sił zbrojnych szkolą się w taktyce
wojennej, następnie znów wracamy na chwilę na ziemię i kończymy
w głębokim kosmosie. Chcę przez to powiedzieć, że co prawda
większość akcji rozgrywa się podczas treningów i świat jest
dość zamknięty, jednak kilkoma prostymi ruchami fabularnymi,
zamaskowano braki i klaustrofobia świata przedstawionego jest prawie
że nieodczuwalna.
Koniec
filmu niesie za sobą zwroty akcji i miło zamyka historię.
OCENA: 7/10
BOHATER:
Bohaterem
filmu jest Ender Wiggin. Kilkuletni chłopak, który poprzez serie
testów i tytułowych gier, ma zostać przygotowany do objęcia
władzy nad siłami zbrojnymi Ziemi. Stanie się to dopiero, gdy
zostanie znienawidzony przez rówieśników, kolegów i mentorów. Ma
przejść piekło, bo tylko w takich warunkach wzmocni się na tyle,
aby być w stanie wziąć na swoje barki losy ludzkości.
Asa
Butterfield w roli tytułowej sprawdził się rewelacyjnie. Aktor
ten, mimo młodego wieku jest przekonujący, potrafi zaciekawić
swoją grą, a zarazem wygląda na zwyczajnego chłopaka. To właśnie
jest siłą filmu. Każdy będzie w stanie, bardziej lub mniej,
utożsamić się z bohaterem i przeżywać wraz z nim rozterki,
cieszyć się sukcesami. Z początku nie pasował mi wiek i wzrost
bohatera. Ender z kilkulatka, staje się nastolatkiem, a tu dostajemy
kogoś po środku, tak aby pasował zarówno na wczesnego, jak i
późnego Endera. Jest to częsty problem w filmach, gdzie śledzimy
dorastanie dziecka, jednak szybko skoncentrowałem się na plusach i
uważam wybór tego akurat aktora do roli głównego bohatera za
zdecydowanie najmocniejszy punkt filmu.
Pozostali
bohaterowie giną daleko w meandrach fabuły. Nie mogę się do nich
przyczepić, ale w żadnym stopniu nie wywarli na mnie wrażenia.
Harrison Ford był Harrisonem Fordem, trudno dodać coś ponad to.
OCENA: 7/10
AKCJA:
Tutaj
pojawiają się schody. Akcja jest, ale jakby chorowała. Niby już
ma się rozwinąć i nagle dusi się, krztusi i łapie zadyszkę.
Główny problem wynika z faktu, że oryginalna fabuła książki
wymagałaby dwóch części filmu. Tylko wtedy moglibyśmy odczuć
pełnię budowanego napięcia, przeżywalibyśmy emocje bohatera i
ramię w ramię z nim, szli byśmy przez każdy konflikt. Niestety
twórcy filmu postanowili przyspieszyć i spłaszczyć wszystko do
dwóch wymiarów. Przez to wiele aspektów, które dodałyby akcji
powera, nigdy nie ujrzało światła dziennego.
Bohater
przechodzi przez wszystkie próby praktycznie bez szwanku. Konflikty
rozwiązywane są w ciągu kolejnej minuty filmu. Widz nie ma
możliwości zagłębić się w akcję, gdyż ta kończy się zanim
naprawdę zdąży się zacząć i pozostaje niedosyt.
OCENA: 6/10
OCENA KOŃCOWA: 6.5/10
Na
koniec muszę wspomnieć o konflikcie książka vs film. Ocena jaką
wystawiliśmy dotyczy tylko i wyłącznie filmu. Książka bije film
na głowę, przeżuwa go dokładnie i wypluwa z niesmakiem. Główny
bohater budowany jest tak poprzez to, co dzieje się w jego wnętrzu,
jak i przez próby jakich doświadcza. Tych jest mnóstwo. Gdy już
mamy ochotę odetchnąć i uśmiechnąć się z satysfakcją, bohater
dostaje kolejną kłodę pod nogi i aż pięści się zaciskają ze
złości. Chcemy mu pomóc i ruszyć z nim do walki. Co ciekawe dużo
groźniejszym wrogiem wydaje się kolega ze szkolnej ławki, niż
zagrażający ludzkości kosmici. Nagle wracają wszystkie szkolne
problemy, emocje i chęć dorwania swojego prześladowcy z
dzieciństwa lub z drugiej strony pojawia się refleksja nad
głupotami jakich się dopuściło samemu. Aspekty science-fiction
schodzą na drugi plan.
Poza
tym, poza głównym bohaterem, mamy też do czynienia z jego
rodzeństwem. Według książki zostali oni na ziemi i to czego są
częścią, mogłoby spokojnie stanowić podstawy do stworzenia
osobnej części filmu. Przykre jest, gdy tak wielki potencjał
zostaje zaprzepaszczony. Zamiast jednego płaskiego filmu, można
było zrobić dwie części, które wyrwałyby widzom serca.
Gdybym
więc miał oceniać film wyłącznie w kontekście porównania do
książki to ocena byłaby dużo niższa.
Muszę jednak przyznać, że oglądanie filmu sprawiło mi przyjemność i gorąco polecam go fanom gatunku. Nie będzie to hit sezonu, ale produkcja, która pozostawi uśmiech na ustach. Może też stanowić motywacje do przeczytania samej książki, którą gorąco polecam.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz