piątek, 14 marca 2014

Grawitacja (2013) - recenzja filmu.


Grawitacja
 
 
Kilka dni temu mieliśmy okazję ponownie ogrzać się w blasku gwiazd, odbitego w złotym obliczu statuetki rycerza. Jakież to istotne i jak wiele zmienia w naszym życiu. Kto miał jaką suknię, kto się uśmiechnął złośliwie, kto się potknął albo ...BOSHE zamówili pizzę!!! Po tej pizzy czułem się taki z nimi związani. Oni też jedzą, piją i pewnie nawet kupają. Tego nadal nie wiemy.
Na koniec była sweet focia i świat oszalał. Branża filmowa odetchnęła, a my dowiedzieliśmy się, że nasz gust jest niczym i się poprostu nie znamy.
 
Osobiście do tej pory nie miałem okazji zapoznania się z hitem hitów i laureatem 7 statuetek - Grawitacją. Pod wpływem siły złotego rycerza, postanowiłem to zmienić. Czy było warto? Zapraszam do lektury.
 
 
FABUŁA:

 
 

Na orbicie około ziemskiej spotykamy Sandrę Bullock. Naprawia ona jakieś ustrojstwo i dzięki kilku dialogom dowiadujemy się, że nie jest astronautką z krwi i kości. Przeszła 6 miesięczny trening, a że jest geniuszem, to NASA wysłało ją na misję wartą miliony pierdyliardów dolków. Towarzyszy jej George Clooney, który jest starym wyjadaczem, twardzielem, że aż miło i nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Wahadłowiec nam wybuchł? Spoko damy rade. Zdecydowanie jest ciekawszą postacią, niż sama Bullock, ale o tym później.
 
Nagle gwizd, nagle świst, para buch i ...się posrało. Misja zagrożona, Ruscy znów coś zepsuli, odłamki na orbicie niosą zniszczenie i Bullock zostaje sama. Jak poradzi sobie sama w kosmosie, gdzie nikt nie usłyszy jej krzyku?
Nie zdradzając dalszej fabuły, muszę przyznać, że prawie zasnąłem. Dialogi strasznie czerstwe. Typowo amerykańskie "Dam radę", "Nie zawiodę". Sruty tuty. Większa część tekstów wypowiadana jest przez bohaterkę do samej siebie, co stanowi bardzo logiczny sposób marnowania tlenu, którego w kosmosie nie ma najwięcej.
OCENA: 3
 
 
BOHATER:
 
 
 
Bohaterów mamy dwóch. Sandrę i Clooneya. Clonney jest jak Clooney. W każdym filmie wygląda tak samo, gra tak samo i trudno tu coś dodać. Z Sandrą jest gorzej. Kiedyś niezła niuńka i wesoła dziewucha z sąsiedztwa, mniej więcej od "Domu nad jeziorem", postarzała się o lata świetlne i operacje, czy zabiegi estetyczne tylko pogłębiają wrażenie jej sztuczności. W wielu momentach wygląda jakby była zrobiona komputerowo.

Rolę odważnej astronautki mogłaby zagrać Wiesia Filmosia i niewiele by się zmieniło. Z bohaterami się nie utożsamiłem, nie współczułem im i miałem totalnie gdzieś, co się z nimi stanie. Jedyną rzeczą, która wzbudziła moje emocje, było to, co autorzy zrobili z Clooneyem. Jego losy wydają mi się po prostu totalnie nielogiczne. Z drugiej strony poszukiwania logiki w tym filmie są od początku skazane na porażkę.

OCENA: 2

AKCJA:
 
 
Tu także nie jest najlepiej. Uwielbiam filmy o przestrzeni kosmicznej. Wystarczy mi byle statek kosmiczny i już jestem zaciekawiony. Czego chcieć więcej? Może jakiegoś robota...
 
Akcja jest. Ciągle coś wybucha, płonie i trzeba uciekać. Na tym w sumie koniec. Wszystko wygląda dokładnie tak samo. Każda sytuacja, która ma dodać dynamiki, jest do przewidzenia i bardzo naiwna. Wszystkie problemy, jakie napotyka bohaterka, są w większości spowodowane jej głupotą i gdy już miałem nadzieję, że "oliwa sprawiedliwa" i pożeganamy się z Sandrą, nagle okazywało się, że w cudowny sposób w ostatniej chwili złapała się krawężnika. BOOOO RIIING.
 
OCENA: 4
 
 
WIZUALIZACJA:
 
 
 
Podczas seansu wiedziałem tylko, że Grawitacja otrzymała 7 Oskarów i z trudem mogłem w to uwierzyć. Po obejrzeniu filmu sprawdziłem dokładnie za co i pokiwałem głową ze zrozumieniem. Zgadzam się w stu procentach. Sam fach robienia filmów, wylewa się z ekranu potokami. Ujęcia powalają techniką i jakością. Obrazy przedstawione są tak smakowite, że przechodzą nas ciarki. W wielu miejscach siedziałem i głowiłem się jak do cholery możliwe było stworzenie tego, co właśnie widziałem. Do tego dochodzi muzyka, która w żaden sposób nie dominuje, ale płynnie łączy się z obrazem. Po tym względem Grawitacja będzie długo nie do pobicia.
 
OCENA: 9
 
OCENA KOŃCOWA: 5
 
Na koniec kilka słów podsumowania. Mam wrażenie, że film został zrobiony tylko dla efektów estetycznych. Jak dla mnie jest to za mało, abym był zainteresowany filmem. Podobno po obejrzeniu Avatara wielu ludzi popadało w depresje, tak bardzo spodobał im się świat przedstawiony, a realne otoczenie wyblakło i stało się dla nich nieciekawe. W tym przypadku nie popadniemy w takie skrajności, jednak jest bardzo dobrze.
Moim zdaniem, mógłby to być film dokumentalny, bez głównych bohaterów i spodobałby mi się dużo bardziej. Byłby przekonywujący i prawdziwy. Fabuła i bohaterowie jakich nam twórcy przedstawili są po prostu nijakie. Sztuczność bije drzwiami i oknami.
Są filmy, które oglądałem z tych, czy innych powodów wiele razy. Do Grawitacji nie wrócę już nigdy.


AK.












 
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz